Jak promować biznes stacjonarny w sieci?

Ogromną przewagą reklamy online są narzędzia analityczne, które pozwalają mierzyć niemal najmniejsze szczegóły i optymalizować działania tak, by jednocześnie obniżać koszty i zwiększać wzrost z inwestycji. W przypadku promocji biznesu stacjonarnego wachlarz e-marketingowych możliwości jest znacznie węższy. Jak promować biznes stacjonarny w sieci?

Powtarzany od kilku lat argument brzmi: “niezależnie od tego czy jesteś w sieci, czy nie – są tam ludzie, którzy mówią o twoim biznesie”. I trudno się z tym nie zgodzić – grupa firm, o których w Internecie nikt nie mówi jest naprawdę niewielka. Odpowiednio przygotowana strategia i “marketingowy pazur” pozwoli na osiąganie korzyści z reklamy online nawet w przypadku sklepu z warzywami, w którym 90% kupujących to seniorzy.

Od czego zacząć promocję biznesu w sieci?

Odpowiedź jest bardzo prosta – od analizy. Po pierwsze – sprawdź, co robi Twoja konkurencja albo jak działają podobne firmy, których obszar działania jest inny niż Twój. Po drugie – przeanalizuj zachowania swojej grupy odbiorców. Możesz skorzystać z bezpłatnego narzędzia od Google – Planer słów kluczowych, by dowiedzieć się czy użytkownicy szukają w Internecie tego, co możesz im zaoferować.

Aby skutecznie promować biznes stacjonarny, warto łączyć działania w różnych kanałach – na przykład pozycjonować stronę internetową i/lub skorzystać z reklam AdWords i pozyskiwać ruch z Google oraz tworzyć kampanie remarketingowe na Facebooku.

Biznes lokalny w Google i na Facebooku

Jeżeli Twoim wyzwaniem jest docieranie do osób, które w danym czasie są zainteresowane Twoją ofertą – Google przychodzi z pomocą i wyświetla wyniki dopasowane do lokalizacji, w której znajduje się osoba wyszukująca. Co więcej – wielu użytkowników nadal korzysta z wyszukiwarki stosując schemat “produkt/usługa + miejsce” (np. “salon fryzjerski kraków).

Jeżeli do pozycjonowania i marketingu w wyszukiwarce dołączysz aktywność na Facebooku, możesz skorzystać ze wspomnianego remarketingu i kierować reklamy do osób, które np. odwiedziły stronę internetową albo wybrać kampanię reklamową z celem Wizyty w firmie i wyświetlać reklamy z dynamicznym targetowaniem na podstawie lokalizacji odbiorców (wówczas są one wyświetlane osobom, które w danym momencie znajdują się w pobliżu Twojej firmy).

 

Oprócz tworzenia niestandardowych grup odbiorców, w kampaniach na Facebooku możesz również określić grupę odbiorców jako osoby, które znajdują się w promieniu jednego kilometra od Twojej firmy (należy oznaczyć lokalizację poprzez upuszczenie pinezki na mapie).

Kolejnym rozwiązaniem dla reklamy w wyszukiwarce jest Google Moja Firma. Założenie wizytówki firmy jest nie tylko bardzo proste, ale przede wszystkim bezpłatne – a to może stanowić solidne wsparcie dla działań w obrębie ruchu organicznego. Google Moja firma również umożliwia wyświetlanie reklam dopasowanych do lokalizacji użytkownika.

Niestandardowe rozwiązania, czyli reklama “na zewnątrz”

Jeżeli precyzyjne określenie grupy odbiorców nie jest możliwe, możesz wykorzystać reklamę w serwisach lokalnych, które docierają do Twoich potencjalnych klientów. Innym rozwiązaniem może być także współpraca z mikroinfluencerem albo zaangażowanie obecnych klientów do aktywności w mediach społecznościowych w zamian za określone profity.

Jak mierzyć skuteczność marketingu internetowego dla biznesu stacjonarnego?

To, że odbiorcy klikają w Twoją reklamę, nie oznacza, że faktycznie są to te same osoby, które ruszają sprzed ekranu, by dokonać zakupu stacjonarnie. W wielu przypadkach reklama przybiera formę eksperymentu, a właściciele bazują na prostych zależnościach – “w tygodniu X nie prowadzono kampanii i zysk wynosił A zł, natomiast w tygodniu Y prowadzono kampanię i zysk wynosił B zł”. Jeżeli B wynosi więcej niż A – kontynuują te działania. To bardzo proste i praktyczne rozwiązanie, które może być skuteczne, ale zawsze naraża na ryzyko wyciągnięcia błędnych wniosków.

Wypracowanie bezbłędnej metody nie jest proste, natomiast za klucz warto przyjąć “wyodrębnienie” grupy klientów, którzy dokonują zakupu dzięki reklamie online – rozwiązaniem może być przygotowanie osobnego numeru telefonu, który publikowany jest tylko w reklamie internetowej lub stworzenie promocji opartej o schemat “30% zniżki na hasło Facebook”.

Żaden z gigantów nie wypracował jeszcze sposobu na precyzyjną analizę wpływu reklamy online na zakupy offline, dlatego konieczne jest wykreowanie swojej własnej techniki. Jest jednak dobra wiadomość – rozwój możliwości reklamowych i pozyskiwanie coraz większych ilości informacji od użytkowników jednoznacznie sugerują, że prędzej czy później dostaniemy gotowe narzędzie, które pozwoli z niesamowitą precyzją mierzyć skuteczność e-marketingu także dla biznesu stacjonarnego.

5 kroków do poprawy konwersji dla początkujących

Wielu przedsiębiorcom w trakcie pracy nad tworzeniem struktury firmowej strony internetowej towarzyszy syndrom babci, która zapomina, że brzuch jej wnuka to nie studnia bez dna. Chcą, żeby strona była jak najbardziej rozbudowana – by po jakimś czasie przyjrzeć się współczynnikowi odrzuceń.

Pamiętasz Anię, o której pisaliśmy w tekście na temat botów wspierających obsługę klienta? Dziś przyjrzymy się jej stronie internetowej i przedstawimy 5 prostych sposobów na poprawę konwersji, a w istocie – pokażemy, jak rozwiązywać bardzo często powtarzające się błędy na stronach internetowych.

Numer 1 – Priorytety na swoim miejscu – fold line

Na stronie głównej widzimy olbrzymi slider, który wypełnia niemal cały ekran. Zawiera hasło reklamowe i aktywny przycisk, który przenosi nas… do galerii ze zdjęciami jej salonu. Nie dziwi zatem, że to podstrona zajmująca drugie miejsce pod względem liczby odwiedzin. Jest również na podium w kategorii stron wyjścia.

Wskazówka: Slider często zajmuje ponad połowę powierzchni ekranu widocznej zaraz po przejściu na stronę główną. Tym samym – stanowi jeden z najbardziej istotnych elementów na stronie. Prawdopodobieństwo, że kliknięcie w button na sliderze będzie pierwszą akcją podjętą przez nowego użytkownika jest ogromne. Ustal priorytety – zdecyduj, na jaką stronę chcesz kierować odbiorców. Jeżeli nie jest to podstrona, na której dochodzi do konwersji – pamiętaj o zamieszczeniu odnośników.
W przypadku Ani za kluczową przyjęliśmy podstronę z systemem rezerwacji.

Numer 2 – Nikt nie lubi rejestracji

Aby dokonać rezerwacji wybranego terminu, klienci Ani muszą założyć konto na jej stronie. Rejestracja ma wymiar “symboliczny” – nie stanowi wartości dla żadnej ze stron. Klienci nie otrzymują zniżek z pakietów lojalnościowych, a Ania nie wykorzystuje większych możliwości reklamowych.

Wskazówka: Proces zakładania konta to kolejne kilka kroków, które wydłużają proces od wejścia na stronę – do konwersji. W przypadku, gdy nie jest to przydatne ani właścicielowi strony, ani użytkownikowi – warto zrezygnować z obowiązkowej rejestracji lub wprowadzić określone korzyści, które będą stanowić motywację do założenia konta.
Na stronie Ani zrezygnowaliśmy z całego procesu tworzenia konta. Rezerwacji może dokonać każdy, kto wprowadzi wymagane dane.

Numer 3 – Skracaj ścieżkę – formularze

Po przejściu na podstronę z systemem rezerwacji, użytkownik musi wybrać godzinę i rodzaj usługi, z jakiej chce skorzystać, a następnie wypełnić 8 pól z danymi osobistymi. Tu znów – nie są to dane, które mogłyby realnie wpływać na szersze możliwości reklamowe.

Wskazówka: Ogranicz liczbę pól, które użytkownicy muszą wypełnić. Jeżeli chcesz zostawić pola dodatkowe – jasno zaznacz, które informacje są obowiązkowe. Sprawdź czy wypełnianie formularza na Twojej stronie jest kłopotliwe dla użytkowników. Możesz przeanalizować współczynnik odrzuceń dla danej strony w Google Analytics lub skorzystać z zewnętrznych narzędzi, takich jak HotJar i nagrywać zachowania odwiedzających.
Na stronie Ani ograniczyliśmy liczbę pól o połowę.

Numer 4 – Konwersja z każdego miejsca

Dokonanie rezerwacji i płatności na stronie Ani jest możliwe tylko na jednej podstronie. W związku z tym, warto wyróżnić elementy, które do niej kierują.

Wskazówka: Przekierowanie ze slidera to zawsze pomysł godny uwagi. Warto również zamieścić zakładkę w odpowiednim miejscu menu. Oprócz tego, dobrym rozwiązaniem może być dodanie buttonu w miejscu, które jest widoczne i wyróżnione na każdej podstronie.
Na stronie Ani w nagłówku dodaliśmy wyróżniony button z napisem “Rezerwuj”.

Numer 5 – Wieloetapowość

Popularne “porzucone koszyki” to problem, który dotyczy nie tylko sklepów internetowych. W przypadku Ani bardzo często dochodzi do opuszczenia strony w trakcie dokonywania rezerwacji. Aby zminimalizować liczbę takich zachowań, często wystarczy jedynie zastanowić się nad długością danego procesu i skrócić go do minimum.

Wskazówka: Im mniej kroków do przejścia, tym większe prawdopodobieństwo, że odwiedzający dotrze do celu (konwersji). Co więcej – użytkownik, który nie wie, na jakim etapie całego procesu znajduje się w danym momencie, będzie skłonny do zamknięcia strony w obawie przed zbyt długą ścieżką do określonego celu.

Na stronie Ani wprowadziliśmy trzyetapowy proces rezerwacji, któremu towarzyszy nawigacja przedstawiająca, jakie kroki użytkownik ma już za sobą i jakie działania jeszcze ma podjąć.

Employer branding: autentyczność wycelowana w kandydata

Nie tak dawno pożegnaliśmy sezon, w którym na firmowych stronach zaroiło się od zdjęć z konkursu pt. “Wymuszony Uśmiech Roku”. Mówimy oczywiście o fotorelacjach z firmowych wigilii. Z drugiej strony – chyba każdy z nas przynajmniej raz trafił na naprawdę dobre zdjęcie, które towarzyszyło życzeniom świątecznym.

Wiesz, na czym polega różnica pomiędzy grupą z klasycznie bezwartościowymi i wiejącymi nudą zdjęciami, a grupą firm, których pracownicy ubierają świąteczne stroje i sprawiają, że Twój ekran zaczyna pachnieć choinką i mandarynkami? Ci pierwsi jeszcze nie wiedzą, czym jest employer branding albo nie zdają sobie sprawy z tego, jak ważną rolę odgrywa w procesie budowania wizerunku marki.

Employer branding – co to jest?

To budowanie zaangażowania pracowników i potencjalnych kandydatów. Jego celem jest wypracowanie pozytywnego wizerunku firmy jako pracodawcy.

Atrakcyjne publikacje wpisane w klimat świąt to oczywiście tylko drobna część tej układanki, ponieważ dobry employer branding to działanie długofalowe. Tak w przypadku budowania grona zaangażowanych, świetnych pracowników, jak i tworzenia więzi z potencjalnymi kandydatami (czyli de facto również potencjalnymi pracownikami).

Podsumowując – employer branding jest promowaniem firmy. Jednak kluczowe jest tu przedstawianie jej w roli pracodawcy. Może przybierać różne formy, natomiast szczególną uwagę należy zwrócić na oferty pracy. Tak – to również część komunikacji marki, przy czym najczęściej skierowana jest do znacznie zawężonej grupy docelowej. W odpowiednio przygotowanych strategiach jest to proces zbudowany z takich komunikatów, które naturalnie – poprzez nakładanie pewnych filtrów na określone punkty styku – zawężają tę grupę.

Tak jak i w innych obszarach działań marketingowych – aby osiągnąć najlepsze efekty za pomocą employer brandingu, należy zadbać o jego spójność z wizerunkiem budowanym na innych płaszczyznach.

Personal Branding a Candidate Experience

Możemy wyróżnić dwa najczęściej powtarzające się modele, w których personal branding jest ściśle powiązany z wizerunkiem firmy i może wpływać na jego budowanie w bardzo dużym zakresie. Po pierwsze – w przypadku osoby pełniącej rolę twarzy marki, którą często przyjmują założyciele firmy (jak np. Steve Jobs dla Apple Inc. czy Mark Zuckerberg dla Facebooka). Po drugie – w sytuacjach, gdzie za dany punkt styku odpowiada osoba reprezentująca firmę.

Kandydat, z którym marka nie zbudowała dotychczas żadnej więzi, najczęściej będzie budował swoje wyobrażenie na temat pracodawcy na podstawie dwóch punktów – pierwszym jest ogłoszenie z ofertą pracy, a drugim – pierwsza rozmowa z osobą reprezentującą firmę. W tej sytuacji marka osobista tego pracownika będzie wpływać na pierwsze wrażenie kandydata, a więc również na to, jaki obraz pracy w firmie wykreuje on w swojej głowie – i dlatego jest tak istotna dla całego procesu candidate experience.

Co więcej – w serwisach społecznościowych każdego dnia publikuje się tysiące ofert pracy. Jeżeli w ogłoszeniu nie zawarto pełnego zakresu informacji, jakich potrzebuje kandydat (a w wielu przypadkach – także zupełnie niezależnie od tego, co ogłoszenie zawiera) – osoba zainteresowana (oraz inni obserwujący) może zdecydować się na przejrzenie profilu osobistego osoby, która publikuje ofertę.

Okazuje się, że employer branding zaczyna obejmować obszary, na które nie masz bezpośredniego wpływu i kontroli. W tym przypadku decydująca będzie świadomość pracowników, a kluczem – to, jak są traktowani, jak się czują i co naprawdę myślą o swoim miejscu pracy. Jeżeli kandydat trafi na pracownika, który w mediach społecznościowych publikuje głównie imprezowy high life – może nie być zachwycony na myśl o rozwoju zawodowym w takim środowisku. I analogicznie – jeżeli zatrudniasz pracowników, którzy potrafią zainteresować i zafascynować tym, co prezentują na Facebooku – mogą być niesamowicie dobrym argumentem.

Employer branding to wiele osób, wiele obszarów i wiele działań, które musisz koordynować. Pamiętaj, że fundamentem tego, co komunikujesz, powinna być autentyczność – to, jak wygląda życie w firmie. Jeżeli nie rekrutujesz pracowników do zespołu HR – nie skupiaj się na ciągłym pokazywaniu swoich ambasadorów na targach. Pokazuj codzienność, która otacza wszystkich pracowników i twórz codzienność, do której będzie chciał dołączyć potencjalny kandydat.

ABC Inbound Marketingu: poradnik

Spokojne wylegiwanie się na kanapie przerywa dzwonek telefonu. Niezapisany numer. Odbierasz i szybko orientujesz się, że ktoś chce zrobić z Ciebie klienta. Trzeci raz w tym tygodniu spróbujesz przejść po cienkiej linie – zakończyć rozmowę, jednocześnie nie podnosząc głosu. Ten schemat w prosty sposób przedstawia to, czym NIE JEST inbound marketing.

Continue reading

Komunikat z frontu: Snapchat nie umiera!

Powstał w 2011 roku i stał się prawdziwą sensacją. Nowa platforma społecznościowa oferowała innowacyjne rozwiązania – efemeryczność i atrakcyjne nakładki zachwyciły miliony młodych ludzi. W branży marketingowej szybko zaroiło się od specjalistów, którzy sprzedawali przez Snapchata, jednak większość szybko zwinęła interes. Czy popularny “Snap” naprawdę jest w kiepskiej formie?


W przeciwieństwie do starzejącego się Facebooka – Snapchat był niesamowicie atrakcyjny dla młodych ludzi. A wszyscy dobrze wiemy, co ekipa z Menlo Park robi z konkurencyjnymi aplikacjami. Największy serwis nie słynie z innowacyjności. Najpierw proponuje zakup – a jeżeli spotka się z odmową – zaczyna wprowadzać podobne funkcjonalności we własnym ekosystemie.

Pod koniec 2013 roku, Wall Street Journal opublikował artykuł, w którym opisano propozycję przejęcia nowego serwisu za 3 miliardy dolarów. Zuckerberg dostał kosza i przejęty rok wcześniej Instagram mógł rozpoczynać prace nad wprowadzeniem funkcji, którymi zabłysnęła aplikacja Evana Spiegela.

Codziennie ze Snapchata korzysta 178 milionów osób na całym świecie, spędzając w aplikacji średnio ponad 30 minut. 65% użytkowników każdego dnia przesyła zdjęcia, a łączna dzienna liczba wyświetleń treści video to ponad 10 miliardów. Choć dynamika rozwoju aplikacji już nie zachwyca – Snapchat nadal jest jednym z najpopularniejszych serwisów.

Snapchat w walce z Goliatem

Trudno nie zauważyć tej rywalizacji. W 2016 Instagram wprowadził “Stories” – umożliwiające opowiadanie historii w sposób niemal identyczny do “My Story” dostępnego na Snapchacie. Treści również znikały, a w aplikacji wykorzystano nakładki w technologii augmented reality. Obecnie Stories każdego dnia ogląda 250 milionów, a My Story – 166 milionów osób.

Jeszcze większa przepaść dzieli go od Facebooka. Pod względem liczby aktywnych użytkowników brakuje mu sporo ponad miliard osób.

Co więcej – użytkownicy mając możliwość porównywania z konkurencją zaczęli wytykać wady korzystania ze Snapchata. Problemem była przede wszystkim baza użytkowników, których snapy możemy oglądać. Wyszukiwanie nieznajomych bądź celebrytów jest znacznie łatwiejsze w przypadku Instagrama.

Domeną Snapchata była komunikacją “one to one”, a nie popularne w innych serwisach “one to many”. Zaletą aplikacji nadal jest skupianie się na kontakcie ze znajomymi, ale mniejsza liczba obserwowanych osób to także mniejsze przychody z reklam.

Model reklamowy Snapchata

Aplikacja pozwala na docieranie do milionów młodych osób. Wertykalne reklamy świetnie angażują odbiorców poprzez wypełnianie całego ekranu urządzenia mobilnego. Snapchat ciągle pracuje nad udogodnieniami i nowymi możliwościami dla reklamodawców.

System reklamowy Spiegela przypominał ten, który znamy z telewizji. Tworzenie reklamy nie było ani łatwe, ani tanie. Dzisiaj ceny są znacznie niższe, a tworzenie kampanii jest wystarczająco uproszczone i zautomatyzowane, by nie stanowić żadnej bariery dla marketingowców.

Choć istotne zmiany budzą kontrowersje – wyniki finansowe z trzeciego kwartału 2017 potwierdzają wzrost popularności wśród reklamodawców.

Snapchatowe reklamy mogą wyświetlać się pomiędzy Stories obserwowanych znajomych albo w Stories na stronie wydawcy. Reklamodawcy mogą tworzyć sponsorowane filtry i geofiltry, a także zamieszczać treści w sekcji Discover. Określanie grupy odbiorców odbywa się między innymi na podstawie danych demograficznych, lokalizacji czy zachowań i zainteresowań. Snap Ads to również kontrola nad reklamami dzięki coraz szerszym możliwościom analitycznym.

Ads Manager, Filter tool i Snap Publisher pozwalają tworzyć reklamy z poziomu desktopu i mocno upraszczają dostosowanie treści do mobilnego formatu.

Prognozy

Dlaczego ludzie ciągle mówią o umierającym Snapchacie? Aplikacja rywalizuje z ogromną platformą, ale mimo wszystko – umożliwia kontakt z pokaźną grupą młodych ludzi. Tempo wzrostu Snapchata od dawna nie zanotowało gwałtownej poprawy – ale wbrew pozorom, to przyrost na Instagramie zwolnił.

 

 

Wykres przedstawia informacje na temat dziennej liczby użytkowników korzystających ze Stories na Snapchacie i Instagramie.

Snapchat systematycznie rozwija się w równym tempie.

Z kolei Instagram notuje ogromny wzrost w krótkim czasie – 100 milionów w ciągu dwóch miesięcy, a dalej rozwój nie jest już tak dynamiczny. Jeżeli weźmiemy pod uwagę blisko 2 miliardy użytkowników w ekosystemie, jakim dysponuje – błyskawiczny progres nie dziwi. To, co zaskakuje, to brak znaczącego wpływu wprowadzenia Instagramowych Stories na użytkowników Snapchata – który od dłuższego czasu małymi krokami powiększa swoją społeczność.

Rola wzrostu liczby użytkowników w przypadku mediów społecznościowych jest niesamowicie istotna. Choć aktualnie statystyki jednoznacznie wskazują na dominację Instagrama – warto przypomnieć sobie, że sukces Snapchata opierał się w znacznej części na nakładkach AR.

Rozwój nowych technologii i ich zastosowanie w serwisach społecznościowych każdego dnia może zaskoczyć rynek. Jeżeli Snap znów zaoferuje użytkownikom ciekawe funkcje oparte o AR/VR – możemy spodziewać się końca ciągłego mówienia o umierającym serwisie. O ile tylko niebieski społecznościowy gigant nie wprowadzi bliźniaczych rozwiązań na własnych platformach.

Chcesz dotrzeć do młodych odbiorców? Zobacz, czym jest Musically, jak wykorzystać content marketing w teen marketingu i sprawdź, jak skutecznie poskromić Millenialsów. Wiemy też co nieco o marketingu do pokolenia Z.