3 proste sposoby na hakowanie wzrostu firmy

Zaproponowany w 2010 roku przez Seana Ellisa termin „growth hacking” [ang. hakowanie wzrostu] okrzepł już wśród marketerów w USA – w Polsce to nadal egzotyka.  Ściśle związana z organizacjami typu startup metodologia ta polega na interpretacji danych analitycznych i sprytnym wykorzystywaniu ich w procesie szybkiego wzrostu firmy. I choć nie istnieje zestaw uniwersalnych metod, gotowych do zastosowania w każdym biznesie, 5 poniższych przykładów pozwoli zrozumieć mechanizm growth hackingu i może stać się cennym źródłem inspiracji.

Continue reading

Wieloekranowość w atrybucji: metody

Przeciętnie, nawet do 90% przekazu marketingowego odbieramy poprzez monitory na różnych urządzeniach. Pojęcie wieloekranowości (lub inaczej – multiscreen) nie jest więc żadnym nowym modnym określeniem, ale standardem współczesnego marketingu. Telewizja nie skupia już „całej” uwagi odbiorców, a kontent reklamodawców coraz częściej wyświetlany jest na urządzeniach mobilnych.

Urządzenia mobilne wypierają laptopy i desktopy. Spodziewany wzrost zakupów w mobile’u do 2017 roku wyniesie aż 231%. Taka zmiana zachowań użytkowników stanowi nowe wyzwanie dla marketerów. Kluczowym działaniem staje się śledzenie ścieżki zakupowej klienta, który korzysta z kilku urządzeń (ekranów).

Fakty są takie, że:

  • 65% ścieżek rozpoczyna się na smartfonach, by 61% z nich kontynuować na desktopach/ laptopach, a 4% na tabletach.
  • Z 25% ścieżek, które rozpoczynają się na desktopach/ laptopach, 19% kontynuowanych jest na smartfonach, a 5% na tabletach.
  • Z 11% ścieżek rozpoczętych na tabletach 10% kontynuowanych jest na desktopach/ laptopach.

Do tej pory najpopularniejszy sposób śledzenia transakcji i nagradzania wydawców oparty był o cookies, jednak wraz ze wzrostem liczby urządzeń, które występują w przeciętnej ścieżce zakupowej, proces śledzenia transakcji staje się coraz mniej dokładny.

Przestarzała i przez wielu uznawana za niesprawiedliwą metoda atrybucji „last click” nagradzająca ostatni touchpoint poprzedzający zawarcie transakcji, tylko potęguje problem zaniedbując wszystkich pozostałych partnerów, którzy przyczynili się do doprowadzenia klienta do koszyka zakupowego.

Na przykład: użytkownik może kliknąć w email na komórce, zobaczyć reklamę display na tablecie, by w końcu na desktopie wejść na stronę poprzez wyszukiwarkę i dokonać zakupu. W modelu atrybucji „last click wins” prowizję otrzyma wyłącznie autor linku sponsorowanego w wyszukiwarce.

Pozyskanie informacji nt. tego, który kanał i w jakim stopniu przyczynił się do sprzedaży staje się coraz trudniejsze. Trudno bowiem indentyfikować użytkownika na różnych urządzeniach.

Holistyczne spojrzenie na całą ścieżkę zakupową z uwzględnieniem wszystkich touchpointów (punktów, w których użytkownik styka się z reklamą/ produktem/ marką) pozwala wynagrodzić wszystkich, którzy mieli wkład w wygenerowanie sprzedaży adekwatnie do ich zaangażowania.

Udział w konwersji pojedynczych urządzeń, a udział w konwersji uwzględniający wiele urządzeń (cross-device):

 

Łatwo wyobrazić sobie wszystkie mylne założenia jakie można wysnuć gdy brak informacji nt. wszystkich urządzeń, z których korzysta użytkownik.

Istnieją dwa podejścia do tzw. cross-device tracking – deterministyczne i oparte o prawdopodobieństwo – probabilistyczne.

Model deterministyczny, który opiera się o „single sign-on” (użytkownik musi być cały czas zalogowany), wykorzystuje dane własne reklamodawcy i charakteryzuje się dokładnością na poziomie 95%. Takie rozwiązanie stosuje np. Facebook, który udostępnia swoim reklamodawcom raport skuteczności reklamy z rozbiciem na poszczególne urządzenia.

Model probabilistyczny jest dużo mniej dokładny (60%-90%). Polega na szacowaniu prawdopodobieństwa wystąpienia akcji na poszczególnych urządzeniach w oparciu o anonimowe dane (nie związane z konkretnym użytkownikiem). Takie rozwiązanie stosuje np. Google, który potrafi wskazać udział poszczególnych urządzeń, ale dane te nie są związane z konkretnym użytkownikiem. Model ten sprawdza się tylko dla wybranych reklamodawców, takich jak np. linie lotnicze, które potrafią identyfikować użytkownika w oparciu o dane charakterystyczne dla tej branży: terminal, destynacja, czas rezerwacji, itp. Sposób ten, choć nie tak dokładny jak deterministyczny, nie wymaga jednej platformy, która dysponuje własnymi danymi. Jest więc bardziej uniwersalny.

Jak przekonać marketera do aktualizacji baz danych?

Celem marketingu bazodanowego jest budowanie relacji z klientami. Im bliższa relacja, tym większa skłonność klienta do kupowania, również po wyższych cenach.

Marketerzy chętnie oddają się kreatywnym pracom nad designem, copywrittingiem, testowaniem, itp. zapominając, że nawet najlepszy pomysł na kampanię nie przyniesie pożądanego efektu jeśli baza danych nie jest zaktualizowana.

Na szczęście reklamodawcy często decydują się na „odświeżenie” dawno nie wykorzystywanych baz danych. Dane kontaktowe w nich zawarte mają to do siebie, że się dezaktualizują – ludzie zmieniają numery telefonów, skrzynki mailowe, etc. Realizacja jakiejkolwiek kampanii na nieaktualnej bazie danych zawsze wiąże się ze sporymi stratami. Często pretekstem do sprawdzenia kondycji posiadanej bazy danych jest realizacja kampanii „antychurnowej” (zapobiegającej migracji klientów).

JetVerify to narzędzie, które w kilku prosty krokach pozwala zweryfikować dane zawarte w bazie. Posiada ono moduł umożliwiający wgranie bazy danych z pliku płaskiego (.csv) i wykonanie zestawu testów sprawdzających jej jakość i aktualność.

Intuicyjny interfejs ułatwi import bazy i w krótkim czasie (zależnym od liczby rekordów oraz weryfikowanych danych kontaktowych) pozwoli uzyskać informacje na temat rodzaju błędów w niej zawartych. Na koniec całej operacji można pobrać oczyszczony plik danych, osobno otrzymując błędne rekordy do wglądu.

Utrzymanie wysokiej higieny bazy danych pozwala na optymalne jej wykorzystanie. Regularne czyszczenie bazy generuje spore oszczędności pieniędzy, czasu, pracy ludzi i znacznie zwiększa efektywność kampanii marketingowych.

Jesteś gotów na mobile friendly algorytm Google?

Jeśli jesteś reklamodawcą, którego sprzedaż bazuje na ruchu z afiliacji, problemy wydawców są twoimi problemami. Oto jak powinniście przygotować się na promowanie stron „mobile friendly” przez Google’a. Jeśli już to zrobiliście, możesz sprawdzić z naszą checklistą czy niczego nie przegapiłeś.

21 kwietnia Google wypuścił nowy algorytm, który ma „nagradzać” strony zoptymalizowane pod ruch mobilny (strony responsywne) wyższą pozycją w SERP (search engine result page). Jest to ukłon w kierunku krajów, gdzie penetracja smartfonów wynosi 76% a mobile generuje 30% wszystkich sprzedaży w ecommerce (są takie kraje!).

Sprawdź czy jesteś gotów?

Zacznij od testu strony czy jest ona zgodna z urządzeniami przenośnymi? Otrzymasz w nim wynik oraz sugestie co powinieneś poprawić.

Żeby uznać stronę za „mobile ready” powinna ona:

  • nie wykorzystywać software’u, który nie jest obsługiwany przez komórki, jak np. Flash
  • używać czcionek, które są czytelne bez powiększania
  • mieć kontent dopasowany do rozdzielczości ekranu komórki, żeby nie trzeba było scroll’ować w poziomie czy powiększać
  • mieć linki/ przyciski rozmieszczone w taki sposób, żeby łatwo było je wybrać palcem dorosłego mężczyzny

Większość z tych zaleceń jest stosunkowo łatwa do wdrożenia i co najważniejsze – nawet jeśli twoja strona ucierpiała na byciu niedostosowaną do mobile’a, kara, którą otrzymasz od Google’a nie jest na zawsze. Algorytm działa w czasie rzeczywistym i z pewnością dostrzeże jeśli nastąpią zmiany, uwzględniając je w swoich rankingach. Algorytm działa na poziomie pojedynczej strony a nie całego serwisu, dlatego penalizowane będą wyłącznie te strony, które nie są zoptymalizowane.

Rozwój M-commerce przyniósł zupełnie nowe możliwości zarabiania przez wydawców. Umiejętność targetowania pojedynczego użytkownika smartfona wraz z uwzględnieniem jego lokalizacji, to wielka zdobycz mobile’a, doceniana przez reklamodawców. Na polskim rynku nie wielu jest jeszcze afiliantów specjalizujących się w mobile’u, ale warto zadbać, aby mieć któregokolwiek z nich w programie.

Sugestie dotyczące optymalizacji serwisów reklamodawców w równym stopniu odnoszą się do wydawców kontentowych.

Co ciekawe, mobile niejako „faworyzuje” strony chińskie, gdzie dwa znaki potrafią zastąpić całe zdanie. W związku z tym  na małym ekranie komórki zmieści się dużo więcej treści po chińsku, niż w jakimkolwiek europejskim języku.

Ciekaw jestem czy odczuliście na własnej skórze wprowadzenie „mobile friendly algorithm” przez Googl’a?

Kobieta z kartą kredytową w dłoni patrząca w laptopa

Marketplace w Rosji, czyli jak sprzedawać na Wschodzie

Ostatnio pisałem o boomie na marketplace oraz wzrastającym rynku e-commerce w Rosji. Segment, który działał raczej ospale do początku zeszłego roku, doznał błyskawicznego ożywienia w związku z pandemią. Rosjanie pokochali zakupy on-line i przestali się bać płatności internetowych (o czym świadczy również zauważalny spadek transakcji dokonywanych gotówkowo za pobraniem).

Rosja to ogromny rynek, na którym udział handlu internetowego w 2020 r. wzrósł o ponad 50%. Według statystyk około 110 mln ludzi w Rosji przynajmniej raz w życiu kupiło coś on-line, a handel elektroniczny ma do 2025 r. osiągnąć poziom 25% całego handlu detalicznego. Wniosek jest prosty: warto pomyśleć o naszym wschodnim sąsiedzie jako o kierunku ekspansji on-line w nadchodzących latach.

ruch na marketplace

Oto przegląd kilku największych platform sprzedażowych, działających na terenie Rosji:

1. Ozon.ru

Ozon.ru to jeden najstarszych serwisów internetowych w Rosji. Zaczynał jako internetowa księgarnia, co od razu nasuwa nam skojarzenia z Amazonem, który także startował jako sklep z książkami, by po latach stać się globalnym liderem. Ozon.ru kilka lat temu również otworzył się na pozostałe kategorie i dzisiaj jest jednym z największych marketplace w Rosji. Aktualnie kupuje tam stale ponad 11,4 mln użytkowników, którzy wygenerowali w 2020 roku prawie 74 mln zakupów. Jest to ponad dwukrotny wzrost w stosunku do roku poprzedniego z 31 mln transakcji.

Ozon.ru

Aktualnie portal posiada ponad 20 tys. aktywnych sprzedawców. Dodatkowo Ozon.ru mocno otworzył się na sprzedawców spoza swojego kraju. Zaoferował im, wzorem Amazona, możliwość wysyłki produktów z ich własnych magazynów oraz z magazynu Ozon. Jest to usługa bardzo zbliżona do FBA Amazona: jako sprzedawca musisz tylko wysłać towar do magazynu danego marketplace’a, a kompletowanie, pakowanie i magazynowanie jest robione za ciebie. Dodatkowo Ozon zadbał o sieć własnych punktów odbioru zamówień – jest ich już w Rosji ponad 10 tysięcy.

Ważnym aspektem są oczywiście prowizje od sprzedaży. Wahają się one w granicach 5-8%.

2. Wildberries

Wildberries to jeden z największych marketplace’ów w Rosji, od 2020 r. dostępny także w Polsce. Zaczynał jako serwis z możliwością kupna odzieży, aktualnie prowadzi już 25 kategorii sprzedaży. Zrzesza ponad 31 tysięcy sprzedawców, łącznie generując im ponad 750 tysięcy transakcji dziennie.

wildberries

Wildberries, tak jak Ozon.ru, stawia na obsługę zamówień z własnych magazynów, dlatego wybudował koło Moskwy halę o powierzchni ponad 120 000 m2. Poszerzył także centra dystrybucyjne o większe miasta, takie jak Sankt Petersburg, Krasnodar, Jekaterynburg, Nowosybirsk, Chabarowsk. Rozwija również system punktów odbioru, liczący już 6800 miejsc.

Tutaj prowizja od sprzedaży wynosi 15%.

3. СберМегаМаркет

СберМегаМаркет, wcześniej działający pod nazwą Goods.ru, zaczął funkcjonować w 2017 roku. Obecnie ma ponad 3000 sprzedawców, oferujących ponad 1,6 mln produktów w 16 kategoriach. Najpopularniejsze kategorie to: elektronika, artykuły dziecięce, karma dla zwierząt, opony oraz półka „uroda i pielęgnacja”.

СберМегаМаркет

Dystrybucja zamówień oparta jest na wysyłce towaru z sortowni marketplace’u, która jest obecnie świadczona w 149 miastach Rosji. Dodatkowo sklep podpisał umowę z Pocztą Rosyjską, dzięki czemu rozszerzy możliwość dostarczenia towaru na całą Rosję.

Prowizja od sprzedaży zaczyna się od 3%, ale jest mocno uzależniona od kategorii, w której sprzedajemy.

4. Yandex.market

Yandex.market został uruchomiony w 2000 roku. Aktualnie to największy rosyjski marketplace, gdzie zakupy robi około 20 mln Rosjan. Generuje przeszło 320 mln wejść w miesiącu. Serwis ma aktualnie ponad 20 tys. sprzedawców, którzy wystawili ponad 123 mln ofert. Najpopularniejsze kategorie to: elektronika, artykuły gospodarstwa domowego, kosmetyki i odzież. A także sezonowe: sprzęt sportowy oraz opony.

yandex.market

Strona proponuje dwa rodzaje zakupu, możesz kupić towar bezpośrednio na platformie lub wybrać przekierowanie do swojego sklepu internetowego. W pierwszej opcji płacimy kwotę uzależnioną od prowizji w danej kategorii, które zaczynają się od 2%. W drugiej metodzie rozliczamy się za kliknięcie, które przekierowuje do naszego sklepu.

Yandex.market bardzo dba o poziom obsługi ze strony sklepów. Klienci mogą zostawiać szczegółowe opinie o zrealizowanym zamówieniu, oprócz towaru oceniać jakość obsługi oraz dostawy. Yandex mocno walczy z fałszywymi recenzjami, często prosząc o dowody zakupu, by oceny były rzetelne. W przypadku natknięcia się na „fałszywki” może nawet całkowicie zbanować sklep.

Yandex prowadzi także narządzie do optymalizacji sprzedaży jak PriceLabs oraz Yandex.Metrica, które mogą być przydatne w celu maksymalizacji efektów naszych ofert na portalu.

***

W artykule zostały przedstawione tylko największe marketplace’y w Rosji, jednak rozwój portali skupiających sprzedawców sprawia, że oferta na rynku rosyjskim jest bardzo szeroka. W kolejnych publikacjach postaram się przedstawić najpopularniejsze marketplace’y wg kategorii sprzedawanych towarów, jak moda, elektronika, suplementy diety etc.

Gdybyście chcieli porozmawiać o możliwościach, jakie oferuje rynek rosyjski, zapraszam do kontaktu. Ja oraz inni specjaliści Optimise Media Poland odpowiemy na wszelkie pytania oraz postaramy się dobrać rozwiązania skrojone na miarę Waszych biznesów.